wtorek, 31 maja 2016

Metamorfoza

Dzisiaj wyjątkowo post nie o tematyce jedzenia. Dzisiaj trochę prawdy. Chcę Wam pokazać jak wyglądałam w czasach, gdy byłam małą pyzą, gdy wsuwałam całą tabliczkę czekolady na raz i zagryzałam ją paczką chipsów, gdy piłam colę litrami, a każdą imprezę kończyłam przy budce z kebabem, i pokazać Wam nową mnie, tego fitfreak'a, dla którego zdrowy styl życia przerodził się w pasję :)
Nie powiem, że było łatwo. Bo nie było. Ale nie bawiłam się w jakieś detoksy, w stopniowe odstawienie "złego jedzenia". Któregoś wieczoru spojrzałam w lustro i dotarło do mnie, że nie jestem szczęśliwa, nie akceptuję odbicia, na które patrzę. Dotarł do mnie fakt, że najwyższa pora na zmiany. Zaczęłam jeść regularnie, każdy posiłek wjeżdżał co 3h, a pomiędzy nimi nie było mowy o żadnym podjadaniu. Wypijałam dziennie co najmniej jedną butelkę wody, ochotę na słodkie zagryzałam owocem, a chęć sięgnięcia po kawałek pizzy skutecznie zwalczałam kolejną marchewką. To, co początkowo wydawało się trudne, z czasem stało się rutyną, przyjemnością. A gdy doszły do tego pierwsze efekty, wiedziałam już, że się nie cofnę. Progres sylwetki dodał mi motywacji. 
Początkowo zaczęłam tę przygodę kierowana jedynie chęcią poprawy figury, zrzucenia wałeczków i masywnych ud. Teraz, w punkcie, w którym obecnie się znajduję, zależy mi przede wszystkim na zdrowiu. Nie łapię zadyszki wchodząc na trzecie piętro, potrafię przebiec 10 km nie zatrzymując się co 5 metrów, nawet szczelnie zamknięty słoik ogórków potrafię już odkręcić sama :D 
Przyszedł też taki moment, że na chwilę się zatraciłam. Na chwilę się zapomniałam. Waga zleciała mocno poniżej normy. Stałam na krawędzi obsesji. Ale to raczej temat na osobną notkę ku przestrodze. By nikt nie popełnił tego błędu co ja. 

wiosna 2012

lato 2015

Zdjęcia te to różnica tylko, a może aż trzech lat. Gdy teraz na nie patrzę, dostrzegam jak kolosalny krok do przodu zrobiłam. I choć czasami słyszę pytania po co to robię, czy to mnie nie męczy, dlaczego odmawiam tego kawałka ciasta, przecież to tylko kawałek, i choć czasami widzę kpiące spojrzenia, wręcz zawistne, to nie zamierzam na nowo wracać do tamtego okresu w życiu. Teraz jestem szczęśliwa, teraz wreszcie patrzę w lustro i widzę w swoich oczach akceptację.
Wystarczy zrobić ten pierwszy krok, a potem poleci z górki.
Więc jak będzie Miśki, zaczynamy? :)

sobota, 28 maja 2016

Makaron z warzywami

Po krótkiej przerwie, wracam ponownie. Niestety ostatnio ciężko znaleźć mi choć chwilę czasu wolnego. Mamy już praktycznie czerwiec, a co za tym idzie, czas sesji... Trudno połączyć pracę ze studiami zaocznymi, z treningami i jeszcze dodatkowo obowiązkami domowymi, ale jakoś daję radę. Grunt to dobra organizacja! :)
Nie zanudzając, podam Wam dzisiaj przepis na prosty i szybki obiad. W kuchni cenię sobie prostotę, szczególnie w takie zabiegane okresy jak teraz.
Żeby żyć zdrowo i jeść zdrowo nie trzeba spędzać godzin w kuchni, nie trzeba jeść kurczaka z ryżem siedem razy w tygodniu. 
Zarezerwujcie sobie 15 minut, tylko tyle potrzebujecie na stworzenie tego posiłku ;)

Makaron z warzywami (1 porcja)

szklanka makaronu razowego
2 średnie pomidory
połówka cukinii
połówka papryki
cebula
łyżka jogurtu naturalnego
olej kokosowy
przyprawy według uznania 
(ja dodałam oregano, chilli, sól himalajską, imbir, paprykę słodką)

Makaron gotujemy. Na patelni rozgrzewamy olej kokosowy wraz z cebulką do zarumienienia się.
Do garnka wrzucamy wcześniej pokrojone w kosteczkę pomidory, gotujemy je na małym ogniu. Gdy warzywa puszczą sok, wrzucamy paprykę i cukinię, także pokrojone w kosteczkę. Podsmażoną cebulkę dorzucamy do gotujących się warzyw, przyprawiamy je wedle uznania i dusimy chwilę pod przykryciem. Na koniec dodajemy łyżkę jogurtu, mieszamy składniki i jeszcze chwilę gotujemy. 
Ugotowany makaron zalewamy sosem, ja dodałam do tego jeszcze mix sałat i ogórka konserwowego.
Szybko i prosto! :)




piątek, 13 maja 2016

Fasolowe brownie

Witam Was misie w ten piątek trzynastego!
Żeby nie było, odpędzamy złe myśli, uśmiechamy się szeroko i ruszamy stawić czoła temu dniu. 
Nie dajmy się zdominować przesądom i zróbmy dzisiaj wszystko na 110%! Weekend już za rogiem, więc zakończmy ten tydzień na pełnych obrotach. Umowa stoi? :)
Co powiecie na weekendowe wypieki? Idealną propozycją będzie fasolowe brownie. Tak, tak, fasolowe. Też początkowo myślałam sobie 'Fasola? Jako ciasto? Nie może być." No jednak może. Spróbowałam z ciekawości i zakochałam się od pierwszego gryza. 
Idealnie sprawdzi się jako drugie śniadanie w pracy albo jako przekąska do popołudniowej kawki.

Fasolowe brownie

puszka czerwonej fasoli
2 mocno dojrzałe banany
2 jajka
2 łyżki gorzkiego kakao
łyżka mąki (ja dałam ryżową)
budyń bez cukru (ja przeważnie wybieram smak malinowy)
łyżeczka sody
łyżeczka masła orzechowego
cynamon

opcjonalnie:
gorzka czekolada, bakalie, owoce, aromat np. waniliowy, miód lub inny słodzik 

Wszystkie składniki łączymy ze sobą i blendujemy na gładką masę. Piekarnik ustawiamy na 180* z termoobiegiem. Pieczemy w keksówce wcześniej nasmarowaną olejem kokosowym 40-45 min (do suchego patyczka). 
Najlepiej smakuje posmarowany konfiturą lub serkiem Ricotta.



poniedziałek, 2 maja 2016

Cynamonowa owsianka

Cześć kochani!
Wreszcie mamy maj! Czas majówek, kwitnącego bzu i wiosny rozkręcającej się na dobre :)
Przychodzę dzisiaj do Was z nową propozycją śniadaniową. Owsianka to u mnie standard. W ciągu tygodnia, gdy rano każda minuta spędzona w łóżku jest na wagę złota, cenię sobie tę prostotę. Można dodać do niej cokolwiek na co akurat mamy ochotę, raz dwa i pyszne śniadanie jest gotowe. I co najważniejsze, całe przygotowanie nie zajmuje nam więcej niż 20 min.


Cynamonowa owsianka

4 łyżki płatków owsianych
cynamon
kardamon
jogurt naturalny
ulubione owoce

Płatki owsiane posypać cynamonem oraz kardamonem, następnie zalać wrzącą wodą. Przykryć talerzykiem i odczekać 15 min aż zmiękną. Ja zazwyczaj zalewam ją już wieczorem. Do gotowych płatków dodać jogurt i ulubione owoce.
Proste? No jasne, że proste! :)





czwartek, 28 kwietnia 2016

Omlet gryczany

Cześć Wam!
Mam na imię Paulina i dwa lata temu zmieniłam diametralnie swoje chaotyczne życie. Z zakochanej w śmieciowym jedzeniu dziewczyny, stałam się tą, która zaczęła skupiać większą uwagę na to, co ląduje w jej pyzowatej buzi. Z wielkim bólem serca odstawiłam uwielbiane batoniki, ubóstwiane czekolady i wręcz ukochaną pizzę. 
Początkowo chciałam zwyczajnie zrzucić kilka kilogramów. Gdy waga niepokojąco zaczęła przekraczać magiczną barierę powiedziałam sobie 'dobra Paulinka, lato coraz bliżej, a Ty nadal pokryta jesteś zimowym puchem, czas na zmiany!'. Zaczęłam ćwiczyć, trzymać czystą michę i wiecie co? Pokochałam to. Zdrowy i aktywny styl życia stał się pasją. 
Etap chomiczka wcinającego wszystko co znajdzie na swojej drodze zostawiłam daleko w tyle. I najważniejsze, wcale tego nie żałuję! :)

Śniadania to dla mnie najlepszy i najważniejszy posiłek dnia. Ze względu na pracę, niestety w ciągu tygodnia nie mam możliwości zaszaleć zbytnio w kuchni. Dlatego też z wytęsknieniem wyczekuję weekendu, podczas którego celebruję poranki.  Mam wtedy czas by poeksperymentować i na moment zdradzić standardowo serwowaną owsiankę.

Omlet z bananem i kiwi 

składniki na 1 porcję:
2 jajka
2 czubate łyżki mąki (ja użyłam gryczanej)
połowa dojrzałego banana
szczypta sody
cynamon
słodzidło wedle uznania ( np. miód, ksylolit, syrop z agawy)
oliwa z oliwek

Białka oddzielamy od żółtek. Ubijamy je na sztywną pianę wraz ze szczyptą sody. Następnie do ubitych białek dodajemy 1 żółtko, 2 łyżki mąki, pół rozgniecionego banana, cynamon oraz słodzidło (jeśli takowe wybraliście). Mieszamy delikatnie masę do momentu połączenia się składników. Przelewamy ją na rozgrzaną patelnię nasmarowaną oliwą z oliwek.
Smażymy na małym ogniu. Po zarumienieniu się jednej strony, przekładamy omleta i ponownie smażymy jeszcze kilka minut. 
Ja swój omlet posmarowałam masłem orzechowym i dżemem z czarnej porzeczki i dodałam owoce, ale opcja podania jest dowolna. 
Voilà! Pyszne śniadanie gotowe! :)